środa, 8 lutego 2012

VAN HALEN

A Different Kind Of Truth


Już jest! Hardrockowy arcydynamit roku pańskiego 2012. Van Halen powróciło w swojej jedynej słusznej odsłonie – z Davidem Lee Rothem za mikrofonem. Wciąż niedowierzam, że to się dzieje naprawdę. Grupa się reaktywowała; nie ma w niej zakochanego w sobie beznadziejnego Sammy’ego Hagara; nie ma w niej roztańczonego zniewieściałego Gary’ego Cherone; wydała płytę i ogłosiła pierwszą – amerykańską – część wielkiego światowego tournée! Moje podniecenie sięga zenitu.

Van Halen to amerykańskie zjawisko powstałe w 1972. Oryginalny skład tworzyli David Lee Roth, Eddie Van Halen, Alex Van Halen oraz Mark Stone (który nie nagrał z grupą żadnego albumu, a w 1978 roku zastąpił go Michael Anthony). Grupa działała do roku 1985. Do tego czasu nagrała sześć studyjnych albumów. Niektórzy uznają ten istniejący później twór vanhalenopodobny za kontynuację tego zjawiska, ale nie była to nawet namiastka prawdziwego Van Halen. Z okazji wprowadzenia do Rock And Roll Hall Of Fame w 2007 roku muzycy reaktywowali kapelę (tę prawdziwą) i ruszyli w trasę. W 2008 roku zespół się rozpadł. Zaledwie rok później doszło do formalnej ponownej reaktywacji, ale dopiero w zeszłym roku „coś” zaczęło się dziać…
Dzisiaj Van Halen prezentuje się następująco: David Lee Roth (jedyny właściwy wokal), Eddie Van Halen (gitara), Alex Van Halen (perkusja), Wolfgang Van Halen (bas). Dotychczas zapowiedziano ponad czterdzieści koncertów zespołu w samych Stanach Zjednoczonych. Ostatni z nich przypada na jeden z ostatnich dni czerwca. Lato w Europie stoi otworem…
Jeśli chodzi o premierowy krążek, to:

A Different Kind Of Truth to trzynaście kawałków. Oczywiście, płyta ta nie pobije genialnego debiutu. Nie wygra też z ponadczasowym 1984. Można ją jednak z czystym sumieniem postawić obok Women And Children First albo Fair Warning. Część utworów powstała na bazie zapisów demo z lat siedemdziesiątych. Jednym z numerów jest She’s The Woman, który powstał w 1976 roku i zagwarantował muzykom kontrakt z Warner Bros. Records.
Całość otwiera singlowe Tattoo. Słyszałem wiele sceptycznych opinii o tym utworze, ale na przekór wszystkim uważam, że jest świetny i im więcej się go słucha, tym bardziej uzależnia. Fajny riff, chwytliwy refren, Roth w formie jak za dawnych dobrych lat. Numer dwa to właśnie She’s The Woman. Wymiatacz, który brzmi jakby się słuchało ich debiutu. You And Your Blues to wcale nie ukłon w stronę gatunku wymienionego w tytule. Mocny kawałek z wymagającymi partiami wokalnymi i bardzo dopracowanymi chórkami panów Van Halenów. China Town to rozpędzony shred. Nieco równoważy go wolniejszy wokal, ale całość i tak nie daje odpocząć. Potem dostajemy trochę glam rockowe Blood And Fire, w którym wokalista nie zapomina o swoim słynnym „UuuuYeahhh!”. Po niezłym Bullethead nadciąga najciekawszy (i najlepszy) fragment krążka. W As Is jest mrożące krew w żyłach intro, połamany riff i szybki wokal. Hit na miarę Everybody Wants Some. Następny kawałek przypadnie do gustu fanom (nieco podkręconych) Mötley Crüe. Jest baaardzo mocny i zdecydowanie na miarę XXI wieku. Honeybabysweetiedoll zaczyna się od dźwięków maksymalnie niedostrojonego radia, a potem leci na przesterach i elektronice. The Trouble With Never to piosenka bardzo zbliżona to Jamie’s Cryin’. W Outta Space Roth balansuje po wysokich rejestrach. Jego pięć oktaw robi swoje. Ciekawostką pozostaje Stay Frosty, w którym zaskakująco dobrze wyszło połączenie hard rocka z bluesem (i gitarą akustyczną). Obok As Is jest to moja ulubiona część płyty. Na zakończenie dostajemy Big River i Beats Workin’. Ten pierwszy utwór właściwie niczym się nie wyróżnia, za to ten drugi rozpoczyna intro do złudzenia przypominające pierwsze sekundy Eruption. Następnie leci jeden z lepszych riffów na całej płycie.
Wersja deluxe tego wydawnictwa zawiera jeszcze cztery bonusy video. Są to akustyczne wersje numerów Panama, You And Your Blues (intro), You And Your Blues (pochodzące z Downtown Sessions) oraz Beautiful Girls. W zapowiedzi jest wydanie A Different Kind Of Truth na LP.

No to wrócili! Czy na dobre? Zobaczymy. Ja zamierzam wyglądać europejskich dat koncertów przy dźwiękach świetnej płyty.

Sebastian Żwan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz