czwartek, 1 grudnia 2011

Zza niemieckiej granicy: Ton Steine Scherben

Wyjeżdżając na rok do Niemiec miałam zamiar popracować nad swoją znajomością języka, poznać ludzi, ich kulturę, przekonać się, czy odpowiadają stereotypom jodłującego Hansa w skórzanych porteczkach i potężnej Helgi z blond warkoczami (odpowiedź brzmi: nie). Po przyjeździe do kraju słynącego z wurstów wpadłam na pomysł dodatkowego poszerzenia moich horyzontów pod względem muzycznym i streszczenia moich odkryć na łamach magazynu. Jak się okazuje, niemiecka scena rockowa to nie tylko Rammstein. Powiem więcej: to my, Polacy (mówię teraz ogółem - sama się pod tą opinią nie podpisuję) ich tak chwalimy; dla Niemców jest to zespół jak każdy inny.


Moją pierwszą ofiarą rozmów na temat zainteresowań muzycznych padła moja współlokatorka, miłośniczka Doorsów i Neila Younga. Pierwszy zespół godny polecenia, który jej przyszedł do głowy, to Ton Steine Scherben. Pod tą tajemniczą nazwą kryje się kultowa grupa znana wśród buntowniczej młodzieży od pokoleń.

Ton Steine Scherben, czyli stłuczone gliniane naczynia. Tym wstępem jak i tekstami swoich utworów muzycy wyrażali sprzeciw wobec zastanego systemu RFN już od 1970 roku. Grupa, na czele której stanął młody charyzmatyczny Rio Reiser, rozpoczęła swoją karierę w Berlinie Zachodnim wykrzykując buntownicze i anarchistyczne hasła. Nie trzeba nawet słuchać ich twórczości, by przekonać się, o czym traktują kawałki kwartetu, same ich tytuły z debiutanckiego krążka Warum geht es mir so dreckig („Czemu czuję się tak podle”) nam do tego wystarczą. Tak oto Der Kampf geht weiter („Walka toczy się dalej”), Solidarität (Solidarność), czy Macht kaputt, was euch kaputt macht („Niszcz to, co tobie zniszczono”) potwierdzają opinię, że twórczość zespołu wyprzedziła o parę lat falę punkową.

Skupmy się teraz na samej muzyce kapeli. Nie znając języka tak dobrze jak polski czy angielski nie jest to zbyt trudne. Pod tym względem zespół reprezentuje typowe rockowe brzmienie lat siedemdziesiątych. Jak by to lepiej określić? Cóż, Keine Macht für niemand („Zero władzy”), a w szczególności jego początek, przypomina nieco The Who. W innych utworach występują również ciekawe momenty gitarowe, których naprawdę przyjemnie się słucha. Polecam Die letzte Schlacht gewinnen wir („Wygramy ostatnią bitwę”), końcową solówkę Mein Name ist Mensch(„Zwą mnie ludzkość“), czy spokojniejszą balladę Halt dich an deiner Liebe fest(„Trzymaj się mocno swojej miłości”). Jedyny zarzut jaki mam do utworów to głos Reisera, który na mój gust jest zbyt krzykliwy i nie współgra z utworami. Co prawda do politycznych haseł kawałków pasuje jak ulał, lecz drażni to moje uszy przyzwyczajone do łagodniejszego wokalu.

Twórczość Ton Steine Scherben, znanych również jako die Scherben albo po prostu TSS, uznawana była jako reprezentacyjna dla ówczesnego pokolenia. W połowie lat siedemdziesiątych muzyków zmęczyła przyczepiona do nich etykieta lewicujących głosicieli antykapitalizmu i zwrócili się w kierunku tematyki bardziej hipisowskiej (miłość i pokój). Przyłożyli się w tym czasie również do nagrania dwóch albumów koncepcyjnych o tematyce homoseksualnej. Kariera zespołu zakończyła się równo po piętnastu latach w 1985 roku, kiedy to grupa popadła w straszliwe długi. Jednak pamięć o nich nie zaginęła i TSS jest uwielbiany przez kolejne pokolenia zbuntowanej niemieckiej młodzieży. W 2000 roku członkowie zespołu się ponownie zeszli (już bez Reisera, zmarłego sprzed czterech laty) i grają koncerty pod nazwą Ton Steine Scherben Family, które wciąż cieszą się dużą popularnością.

Czy warto przesłuchać die Scherben? Osobiście nie przepadam za muzyką zbyt zaangażowaną w wydarzenia polityczne, wtedy to przesłanie przechodzi na pierwszy plan w przeciwieństwie do kunsztu instrumentalnego artystów. Nie można jednak zaprzeczyć, że twórczość tego zespołu coś w sobie ma, ani tymbardziej, że miała duży wpływ na kulturę niemiecką. Proponuję zatem rozwiązanie: dobrze się zapoznać z zespołem, by w czasie przyszłej rozmowy na temat muzyki z obcokrajowcem zaimponować mu tym, że się zna takie alternate kapele.
Ewa Nieścioruk

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz