czwartek, 1 grudnia 2011

Płyty: Doogie White

AS YET UNTITLED

Wyjście z mroku. Tak można by skwitować powrót Doogiego White’a. Wokalista (ex-Rainbow, ex-Yngwie Malmsteen) długo nie dawał znaku życia, aż wreszcie uderzył i to z całą mocą. „Nie będę siedział i czekał na telefon. Znudzony Doogie jest niebezpieczny” – mówi o sobie. Istotnie, długo musieliśmy czekać na jego album; ku zaskoczeniu niektóre utwory powstały jeszcze za czasów Rainbow czy Cornerstone. Osobiście nigdy nie przypuszczałem, że zostanę rozczarowany i zaskoczony (pozytywnie) jednocześnie. Otóż, oczekiwałem hard rocka w stylu Rainbow, przeplatanego Hammondami i melodyjną gitarą. Tymczasem dostałem dobrą porcję surowych riffów i wspaniałego wokalu, co rozłożyło mnie na łopatki. Powalający są również goście, których możemy usłyszeć na krążku. Doogie zaprosił do współpracy miedzy innymi: Dereka Sheriniana, Neila Murraya, Patricka Johanssona czy Tony’ego Careya. „Zebrałem dobrych i wielkich kompanów, którzy podróżowali ze mną po świecie w różnych okresach.” – mówi o gościach sam Doogie.
Dekalog utworów na krążku As Yet Untitled otwiera keyboardowe intro w Come Taste The Band. W tym momencie pomyślałem, że tak będzie wyglądała cała płyta. Moje pierwsze wrażenie szybko zmienił Time Machine z surową gitarą i całą melodią a la AC/DC. Niedosyt wywołały u mnie tylko chórki w refrenie, które zepsuły trochę tę wspaniałą kompozycję. Fanom AC/DC pewno również przypadnie do gustu Cats Got Yer Tongue. Płyta zawiera również typowe hard rockowe utwory jakLand Of The Deciver, Sea Of Emotion Dream Lie Down And Die, które na kolana nie powalają, ale utrzymane są na dobrym poziomie. Secret Jesus pozwala nam trochę zwolnić - lekki przyjemny utwór z dobrą solówka na koniec. Livin On the Cheap niewątpliwie jest autobiografią Doogiego, który przez długi czas żył w niebycie. Times Like These szału nie robi. To chyba najgorszy utwór na całym krążku, w sumie nie wyróżnia się niczym specjalnym. Natomiast Lonely - powalający utwór. Szybki, ostry i zadziorny. Nie brakuje mu niczego, jest dużo basu, surowe solo hard rockowe i Doogie White, który wgniata nas głosem w podłogę.
Cały album prezentuje się nieźle. Utrzymany jest w dobrym tempie. Ale warto pamiętać, że Doogie miał wiele czasu na dopracowanie całości, dlatego nie ekscytowałbym się przedwcześnie. Zobaczymy, jak wypadnie trasa koncertowa i kiedy będzie następna płyta.
 Dominik Wymysłowski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz