czwartek, 1 marca 2012

Płyty: Led Zeppelin

The Song Remains The Same

Zobaczyć znowu Led Zeppelin na scenie - marzenie każdego fana muzyki rockowej. 3/4 tego smaczku mieliśmy podczas koncertu londyńskiej O2 Arena w 2007. Jednak, aby zobaczyć całą czwórkę w momencie, kiedy ich twórczość i forma sięgały zenitu, musimy się zaopatrzyć w DVD The Song Remains The Same. Zremasterowany dźwięk i obraz ze starych taśm jest w bardzo przystępnej jakości, co naprawdę sprawia wrażenie, jakbyśmy tam byli, na Madison Square Garden w 1973, podczas jednej z trzech magicznych nocy. 
Nie jest to, co prawda, typowe wydawnictwo koncertowe, raczej film dokumentalny, który otwiera scenka autorstwa Petera Granta. Następnie są prezentowani muzycy w domu przed wyjazdem na trasę, co wraz z Bron-Yr-Aur w tle, może tworzyć interesujące wprowadzenie, jednakże dla mnie było trochę zbyt fantazyjne. Na wejściu standardowo wszedł elektryzujący Rock’n’Roll; tutaj również chylę czoła przed Johnem Bonhamem, który zwieńcza utwór niesamowitym solo na bębnach. W setliście nie brakuje takich szlagierów zespołu jak Black Dog, Whole Lotta Love, Over The Hills And Far Away, Dazed and Confused. Oczywiście, kiedy zapada totalna cisza na widowni, przychodzi czas na magiczne Stairway To Heaven, które dla mnie zawsze jest granę z inną osobliwą delikatnością.
Zresztą nie dla samej muzyki warto jest sięgnąć po to wydawnictwo; znalazłem jeszcze cztery inne powody. Pierwszy z nich to Robert Plant ze swoim cudownym głosem, wspaniałym ruchem scenicznym i pasją, która emanuje od niego podczas śpiewania. Drugi to oczywiście Jimmy Page w swoim błyszczącym uniformie, dynamicznie grający cały koncert i dający nieziemskie solówki na gitarze. Numer trzy - John Paul Jones, cichy element wielkiej czwórki, perfekcjonista w każdym calu, czego możemy doświadczyć na wszystkich płytach Zeppelinów. Ostatni, czwarty, chyba nikogo niedziwiący, to Bonham. Tutaj chyba trochę bardziej się muszę rozpisać. Perkusja jest instrumentem, który od zawsze mnie fascynował tak samo jak i ludzie posługujący się nią. John to przykład niepowtarzalnego fenomenu, wspaniałe uderzenie. Jego gra czyni go, moim zdaniem, najlepszym perkusistą wszechczasów.
Każdy medal ma dwie strony, wiec może dla odmiany kilka, a właściwie jedna wada. Przeplatające się scenki „rodzajowe” i różne inne kuriozalne wstawki. Mając na uwadze, że jest to film dokumentalny, co podkreślałem wyżej, nie rozumiem scen obrazujących muzyków a to jako kapitana statku lub człowieka z maską świni. Niektóre z tych fantazji były zbyt zagmatwane i bardzo rozpraszały, gdy już się wpadło w wir koncertu. Poza tym, upychanie miedzy utworami różnych faktów, takich jak problem z koncesją lub z kradzieżą z sejfu, mija się z celem i moim zdaniem powinno być umieszczone przed częścią koncertową jako wypełnienie części artystycznej.
Wydanie zawiera dwie płyty: jedną z głównym filmem (koncert) i z dodatkami, czyli niepublikowanymi materiałami (tzw. director cut). Całość daje nam niesamowitą radość i przyjemność z oglądania. Jeszcze DVD, do którego wrócimy nie raz z sentymentem, na jaki zasługuje. Jakość, zawartość oraz bardzo przystępna cena sprawiają, że zachęcam każdego do poszerzenia swoich zbiorów o tę pozycję, ponieważ naprawdę warto.
Dominik Wymysłowski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz