czwartek, 1 marca 2012

Peter Gabriel vs. Phil Collins za mikrofonem Genesis


Kto wie, jak dzisiaj wyglądałoby Genesis, gdyby Peter Gabriel nie postanowił odejść od zespołu i rozpocząć karierę solową. Czy zespół konsekwentnie brnąłby w rock progresywny, czy stałby się największą konkurencją dla Emerson, Lake And Palmer? Tak się jednak nie stało, Gabriel odszedł, a na jego miejsce wszedł perkusista, Phil Collins. Stawiamy więc na celowniku tych dwóch wielkich wokalistów i postaramy się rozstrzygnąć, który lepiej spisał się w roli wokalisty Genesis. 

1.      Wokal

Brzmienia głosów Gabriela i Collinsa są właściwie podobne. Przypuszczam, że niewtajemniczeni słuchający płyty Genesis nie od razu dostrzegliby zmiany wokalisty z biegiem lat istnienia grupy. Dzięki temu, Collins dobrze uzupełniał wokal Gabriela, wzbogacając tym samym muzykę. Barwa głosu Petera jest czysta, a z biegiem lat zaczyna się przez nią przebijać ta piękna chrypka, która jeszcze bardziej urozmaica jego śpiew. Trzeba jednak przyznać, że to Collins we wczesnych latach Genesis wykonywał cięższe partie wokalne, co jest szczególne widoczne podczas nagrań koncertowych zespołu.
Początkowo Collins musiał zapełnić wielką lukę pozostawioną po Gabrielu. Dopiero po przesłuchaniu około 400 wokalistów zdecydowano się obsadzić perkusistę w rolę wokalisty. Świetnie sobie z tym poradził, mówiono nawet, że Phil Collins „brzmiał jak Gabriel bardziej niż sam Gabriel”. Po dziś dzień brzmi tak samo jak na albumach sprzed 30 lat.
Mimo podobnych głosów panów, przydzielenie punktu nie stanowi problemu. Za „technikę” punkt otrzymuje Collins.

Gabriel 0:1 Collins


2.      Występy. Show

Koncerty Genesis urozmaicała zawsze pomysłowość Gabriela w kwestiach oprawy scenicznej. Przebierając się parę razy w trakcie pokazu w różne kostiumy i wykorzystując niezliczone rekwizyty, wokalista pokonywał swoją nieśmiałość przed światłami reflektorów. Taktyka ta dawała mu zajęcie na scenie podczas długich partii instrumentalnych grupy. Do jego najbardziej wymyślnych strojów zaliczają się podstawowe uzbrojenie rycerza Brytanii czy przebranie potwora pokrytego guzami. Koncerty wzbogacały dodatkowo lasery, skomplikowane oświetlenie i projekcje na tylnym ekranie.
Co prawda, Collins nie skupiał się na ubiorze i cała oprawa koncertowa zanikła razem z Gabrielem, ale Collins za mikrofonem tworzył lepszy kontakt z publicznością. Im dłużej zespół tworzył muzykę, tym piosenki bardziej sprzyjały „zabawie” na koncercie, a nie tylko słuchaniu. Objęcie przez Collinsa roli wokalisty stworzyła konieczność ustawiania dwóch perkusji na koncertach, co byłą pewną atrakcją. Nie na każdym koncercie można usłyszeć solówkę na dwóch zestawach perkusyjnych urozmaiconą dodatkowo grą na np. krzesłach barowych. Stałym elementem były też akrobacje wokalisty z tamburynem w roli głównej.
Jednak, to koncerty Genesis za czasów Gabriela należały do tych bardziej zapadających w pamięć, zatem punkt zostaje przyznany Peterowi.

Gabriel 1:1 Collins


3.      Sukces komercyjny.

Początek lat 70. był czasem rocka progresywnego. Zespoły takie jak Yes, King Crimson czy Emerson, Lake And Palmer cieszyły się dużą popularnością. Do czołówki tej grupy należało również Genesis. Zespół okresu gabrielowskiego osiągnął szczyt popularności w 1973 roku za sprawą Selling England By The Pound, które wspięło się na trzecie miejsce brytyjskiej listy przebojów. Kolejny i ostatni album z Gabrielem, The Lamb Lies Down On Broadway, miał nieco mniej szczęścia, dochodząc „zaledwie” do dziesiątej pozycji, choć dzisiaj jest bardziej doceniany niż poprzednik.
Lata osiemdziesiąte były złotą erą dla Genesis. Po odejściu Steve’a Hacketta, zespół skierował się w bardziej popowym kierunku. Zagorzali fani uważają płyty nagrane po odejściu gitarzysty za zbyt komercyjne, nie mające nic wspólnego z prawdziwym Genesis. Jednak, to te właśnie zdobyły międzynarodowy sukces. Popularność zespołu znacznie wzrosła. Utwory faktycznie nie były już tak ambitne, jednak sprzedały się sześciokrotnie lepiej niż poprzednie.
Nie ma co do tego żadnych wątpliwości, że spór w tym przypadku wygrywa zespół z Collinsem na czele.

Gabriel 1:2 Collins


4.      Muzyka

Chociaż wkład Gabriela w tworzenie muzyki ograniczał się zazwyczaj jedynie do pisania tekstów utworów, można wyraźnie dostrzec różnicę między brzmieniem Genesis za jego kadencji, a tym po jego odejściu, a szczególnie po opuszczeniu zespołu jeszcze przez Steve’a Hacketta w 1977 roku. Większość nagrywanych utworów była znacznie rozbudowana, osiągając kilkanaście minut, a Supper’s Ready trwał nawet 22 minuty! Taka długość kawałków dawała im możliwość na spokojne rozwinięcie i urozmaicenie, wykorzystując nieraz parę różnych motywów wzbogaconych ciekawymi przejściami. Większość albumów z czasów gabrielowskich, jak chociażby Foxtrot, było albumami koncepcyjnymi, co było zasługą wokalisty, który pomysły na własne historie czerpał ze starej angielskiej literatury. Z tych powodów starszą twórczość Genesis często nazywa się ambitniejszą.
Faktycznie, jeśli chodzi o długość utworów, to Gabriel ma przewagę. Jednak, „łatwiejsze” do słuchania są utwory już bez jego obecności. Po odejściu Gabriela, a potem Hacketta, odpowiedzialność za komponowanie utworów była właściwie wyrównana dla wszystkich członków zespołu. To w tym składzie powstały wszystkie przeboje jak chociażby płyty z samymi hitami Invisible Touch lub We Can’t Dance. Nie znaczy to, że zespół stał się zupełnie prosty i próżny. Wspaniałe Domino świadczy o tym, że dalej lubi eksperymentować, mieszając to jednak w bardziej melodyjną całość.
Można by toczyć bezustanne spory na temat wyższości jednego rodzaju muzyki nad drugim, jednak de gustibus non est disputandum, więc ogłaszamy w tym punkcie remis.

Gabriel 2:3 Collins


5.       Powszechność dziś

Niestety, w dzisiejszych czasach niewiele już osób docenia magię dźwięków rocka progresywnego, chociaż nie można powiedzieć, że ta muzyka poszła zupełnie w zapomnienie. Jednak, prawda jest taka, że mówiąc hasło „Genesis” przychodzą nam do głowy przeboje grupy spopularyzowane za czasów Collinsa. Mimo to, dla koneserów prog-rocka, stare Genesis będzie miało specjalne miejsce w ich sercach. Dzisiaj płyty zespołu z tego okresu zaszczycają swoją obecnością listy najlepszych albumów historii rocka, a prym wśród nich wiedzie The Lamb Lies Down On Broadway, znajdując się wysoko w zestawieniach najlepszych krążków rocka progresywnego czy albumów koncepcyjnych.
Rzeczywiście mało kto wie, jak kiedyś wyglądało Genesis. Niewiele osób zdaje sobie sprawę z tego, że Phil Collins zaczynał karierę od grania na perkusji, a wokalistą został zupełnym przypadkiem i wcale tego nie chciał. Wszyscy znają Land Of Confusion (wielu niestety z jakiegoś współczesnego coveru) czy Tonight, Tonight. Odnoszę wrażenie, że płyty bez Gabriela nadają się dla każdego do słuchania, są na tyle przyjemne i w pewnym sensie neutralne, że każdy znajdzie tam coś dla siebie. Ponadto nie odczuwa się minionych już trzydziestu lat od ich nagrania. Co się nie tyczy jednak ery gabrielowskiej. To trzeba po prostu lubić.
I w tym przypadku wynik jest chyba oczywisty. Punkt otrzymuje Collins.

Gabriel 2:4 Collins


Wygrana tu jest oczywista. Jednak, zabierając się za to ćwiczenie trudno było przewidzieć, jaki będzie wynik. Oczywiście, nie jest to najbardziej obiektywna ocena i zrozumiałe jest to, że są osoby które się z nami nie zgodzą. Biorąc pod uwagę te podstawowe aspekty wydają się to być poprawne wnioski. Wygrana Phila Collinsa w niczym nie ujmuje szalenie ważnej roli Petera Gabriela w zespole i tego, w jaki sposób pomógł on ukształtować wizerunek dzisiejszego Genesis. Można powiedzieć, że zespół bardziej się rozwinął za czasów Collinsa i dzięki niemu zyskał znacznie większe grono fanów. Dlatego przewaga Collinsa wydaje się słuszna.
Ewa i Ula Nieścioruk

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz