poniedziałek, 14 listopada 2011

Wywiad: Rival Sons

Rival Sons trzymają fason i przyjadą do Polski

O Rival Sons mogliście przeczytać w czerwcowym i lipcowym numerze. Gdy usłyszałem ich po raz pierwszy miałem wrażenie jakbym się przeniósł w czasy Led Zeppelin, dlatego nazywam ich moim wehikułem czasu. Niedaleko Los Angeles swoją muzykę tworzy czterech przyjaciół Jay Buchanan(wokal), Mike Miley(perkusja), Scott Holiday(gitara) i Robin Everhart(bas), czyli po prostu Rival Sons.  Kiedy rozmawiałem z Scottem przy okazji wydania ich nowego krążka, marzeniem moim było aby ten zespół przyjechał do polski, jak widać marzenia się spełniają. 24 Listopada zespół zawita do Polski i zachwyci nas swoim nowym repertuarem koncertowym. Nie mogłem nie skorzystać z takiej okazji i jeszcze raz porozmawiałem z Scottem, a co usłyszałem tego dowiecie się akapit niżej.

Dominik: Witaj, Scott! 


Scott: Witaj!


D: Kiedy ostatnio rozmawialiśmy powiedziałeś, że byłoby świetnie zagrać w Polsce jeszcze raz no i stało się.

S: Jestem bardzo podekscytowany tym że znowu zagramy w Polsce.

D: Na początku chciałbym porozmawiać o początkach waszego zespołu. Razem z Robinem I Mikem grałeś w Black Summer Crush, co się stało że rozstaliście się z Thomasem Flowersenem.


S: Budowałem zespół. Chciałem, by kipiał czystym rock ‘n’ roll soulem. Chodziło o to, żeby znaleźć gości z odpowiednim podejściem, umiejętnościami i osobowością. Po napisaniu kilku piosenek- nie mając wokalisty- zostałem przedstawiony Thomasowi Flowersowi. Super koleś. Poznaliśmy się lepiej i Tom zaczął śpiewać moje piosenki. Zaczęliśmy szukać składu, z którym nasz zespół mógł rozpocząć. Poznałem Michaela przez pokrewnego kolegę, od samego początku się zgraliśmy. Swojego czasu Miley zagrał kilka Jazzowych koncertów z Robinem i któregoś dnia postanowił przyprowadzić go na „przesłuchanie”. Świetnie się z nim bawiliśmy i po kilku wspólnych sesjach przyjęliśmy go do zespołu. Podpisaliśmy umowę z EMI i odbyliśmy kilka krótkich podróży w tym, występ na Polskim Przystanku Woodstock w 2006 roku. Co za czasy! Trzy występy na trzech różnych scenach w dwa dni! Krótko po tym jak EMI opóźniało wydanie naszego albumu moje wyobrażenie muzyki a wyobrażenie Thomasa zaczęły się mocno różnić. Zdawało się, że idziemy w innym kierunku, w innym niż wyobrażał sobie Tom. Uznaliśmy, że rozstanie z Tomem będzie dobrym ruchem.


D: Gdzie znaleźliście Jaya?


S: Jay’a Buchanan’a odkryłem przez przypadek w internecie. Miał kilka akustycznych utworów wrzuconych na myspace i brzmiały super. W ciągu pierwszych 30 sekund zdałem sobie sprawę, że to jest człowiek, z którym chcę współpracować. Dziwnym zbiegiem okoliczności okazało się, że Jay mieszka nie daleko mnie i znał się z Miley’em grając z nim przez kilka lat w innym zespole.

D: 
Jak go przekonałeś, żeby dołączył do was?

S: Nie było żadnego przekonywania, naprawdę! Najpierw pogadaliśmy przez telefon, podczas rozmowy poznaliśmy nasze poglądy na temat rocka i w jakim kierunku powinien się on kierować. Po tym wszyscy razem pograliśmy i zauważyliśmy, że to jest to! I tak powstali The Rival Sons.

D: 
Jak wam się układała współpraca z nowym wokalistą?

S: Z solowej pracy Jay’a wiedziałem, że potrafił pisać ze słuchu. Potrzebowałem uzdolnionego i pewnego partnera do pisania tekstów. Na początku, Jay śpiewał tylko te piosenki, które już były napisane. Zmienialiśmy je, by móc wykonywać je na żywo i wtedy zaczęło to wszystko przyjmować obecny kształt. Bardzo nam się to podobało, było naturalne i szybkie. Gdy zaczęliśmy pisać razem, sprawy potoczyły się jeszcze lepiej. To właśnie tak powstały piosenki z EP-ki: get what's coming, torture,
soul, sleepwalker, itp..


D: W listopadzie 2008 roku mieliście swój pierwszy występ, po 7 miesiącach wydaliście pierwszą płytę. Co uległo zmianie w Twoim życiu?


S: szystko działo się tak szybko! Jak tylko zaczęliśmy grać koncerty, przyciągaliśmy coraz większe tłumy, a co za tym idzie, wydawców. No i się zaczęło... Mieliśmy szczęście. Nasze pierwsze duże koncerty odbyły się w Roxy i kilka w House Of Blues- to tam spotkaliśmy naszego obecnego managera- Toma Consolo z Front Line. To on połączył nas z CAA. Z tymi kolesiami za plecami, nasz grafik zaczął się bardzo szybko wypełniać.


D: Wiem, że jesteś ojcem dwójki dzieci, powiedz nam jak łączysz bycie ojcem z grą w zespole rockowym.


S: Na pewno chciałbym bardziej móc to łączyć. Niestety nie mogę ich brać ze sobą na trasy koncertowe. Są jednak dla mnie najważniejszymi istotami mojego życia. Już kochają Rock’n’Rolla a moi koledzy z zespołu są ich wujkami! Gadamy codziennie przez telefon, wysyłamy zdjęcia, a gdy jestem w domu poświęcam im całą moją uwagę.

D: 
Chciałbym żebyś opowiedział więcej o swojej duchowej drodze.

S: Przez 11 lat studiowałem Waisianizm.  To taka mała hinduska religia. Śpiewamy Maha Mantrę, jesteśmy wegetarianami i rozsyłamy energię poprzez Filozofię. Wcale nie jestem dobrym przykładem wyznawcy. Bycie gitarzystą i jeżdżenie na trasy koncertowe bardzo utrudnia wyznawanie jakiejkolwiek religii w porządny sposób. Ale miałem szczęście spotkać się z jednymi z najbardziej uduchowionymi ludźmi na tym świecie, w tym z moim Guru Maharajem: Radhanath Swami.

D: 
A twoja droga duchowa zaczęła się od Rush 2112, opowiedz nam tę historię.

S: No wiesz, wszystkie nasze początki zaczynają się od młodych lat, nie? Moje prawdziwe początki zaczęły się w liceum. Przez wiele ścieżek, czytaniu książek i zastanawianiu się dlaczego tu jestem. Jaki jest sens, kim jest Bóg? Wiele ludzi to robi i wydaje się to być początkiem świadomej drogi. To co było z Rush 2112 jest bardziej anegdotką, jednak prawdziwą. Ukradłem kasetę w wieku 11 lat. Nie kradłem w dzieciństwie, ale strasznie ją chciałem mieć.  Miałem wyrzuty sumienia po powrocie z domu, ale pomimo wszystko otworzyłem ją włożyłem i zauważyłem, że jest strasznie kiepskiej jakości. I wtedy do mnie doszło. Jest zniszczona, bo ją ukradłem. A-ha! Wstęp do karmy!

D: 
Wróćmy do muzyki, jak definiujecie swoją muzykę?

S: 
Mówię, że to po prostu Rock’nRoll. Próbujemy pokrywać się także z innymi podstawami takimi jak : soul, blues, folk, hard rock, jazz, funk, psychedelic, garage, punk ale nie ma żadnych wyznaczników. Tak naprawdę to ważne, żeby było to robione z pełnym poświęceniem i pasją. O to nam właśnie chodzi. Dużo z tego co robimy nazywa się Retro Rockiem. Jak ludzie chcą to tak nazywać to proszę bardzo. Nam to nie przeszkadza. Liczy się cel i końcowy efekt.

D: Unikacie porównań z Led Zeppelin czy Free, powiedz czemu?


S: Nie ma omijania porównań. Gramy rock’n’rolla zmieszanego z blusem, z niebieskookim soulowym śpiewakiem, bombowym perkusistą i basistą, który w rzeczywistości kocha  R&B. Czasem porównania stają się męczące, bo wydają się zmniejszać rozmiar naszej muzyki i osiągnięć. Ale naprawdę- jesteśmy pełni zauroczenia do tych zespołów i to wspaniałe być porównywanym do tak świetnych zespołów.



D: Jak grało wam się jako support Judas Priest podczas ich ostatniej trasy?

S: Judas Pirest to klasyczna hard rockowa kapalę, możliwość gry z nimi była dla nas wielką przyjemnością. Jednakże nie byliśmy pewni jak odbierze nas publiczność, zdominowana przez wielbicieli metalu. Ku naszemu zdziwieniu zostaliśmy ciepło przyjęcie w każdym mieście. Ponadto chłopaki z kapeli byli dla nas super, przyjemni kolesie. To była naprawdę zabójcza trasa.

D: Czego się nauczyliście od takiej legendy?

S: Oczywiście niesamowicie inspirujące dla nas było zobaczenie kogoś kto gra tak długo. Oni [Judas Priest przyp. red.] dają świetny występ każdej nocy i potrafią sprawić, aby publiczność była pewną częścią całego show, z jakim mamy do czynienia na koncercie. Bardziej niż nauką czegokolwiek zajęliśmy się przyjemnością z oglądania tak wspaniałej kapeli.


D: Ostatnio ukazał się wasz nowy album, który został znakomicie odebrany w Anglii i zdobywa ogromną popularność na całym świecie. Jak myślisz, co się przyczyniło do sukcesu tego krążka?


S: Głównym założeniem płyty było nagranie ostrego, szczerego rock’n’rolla…i myślę, że nam się udało, tylko dlatego że płyta podoba się tak duże grupie osób. Cały album powstał w zaledwie 20 dni. Szybka praca pozwoliła nam pozostać bardzo skupionymi i myślę, że to pomogło nam by album był spójny.

D: Prosto i szybko, czysty duch rock’n”rolla...

S: Zgadza się. Byłem strasznie zawiedziony ilością prze kombinowanego, zbyt dopracowanego rocka granego przez zespoły, które zapomniały że ważny jest też „roll”. Mieliśmy to na uwadze nagrywając naszą nową płytę, bez kombinacji. Myślę, że to wyróżnia nas w świecie rocka zalewanym ciągle nowymi nagraniami, co do których jakości nie tylko ja mam wątpliwości . Oczywiście taki rock n roll nie musi być dla każdego, ale to już twój wybór. My tylko trzymamy fason rock n rolla z lat 70’.


D: Dzięki za wywiad i widzimy się na koncercie w Hydrozagadce.

S: Do zobaczenia, Dominik!

Rozmawiał Dominik Wymysłowski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz