poniedziałek, 14 listopada 2011

Przeżyjmy to jeszcze raz: Gary Moore na Torwarze

Na początku tego roku pożegnaliśmy wybitnego bluesowego gitarzystę. Gary Moore (bo o nim mowa) zmarł 2 lutego 2011 roku podczas wakacji w hiszpańskiej miejscowości Estepona. Ostatni raz pojawił się w naszym kraju dwa lata temu w listopadzie.

Wspomniany miesiąc to czas, w którym szczególnie mocno wracamy pamięcią do ważnych dla nas wydarzeń i ludzi, dlatego też pragnę przypomnieć ten występ. Był dla mnie wyjątkowy. Odniosłem wrażenie, że bohater tego wieczoru pojawił się na scenie odrobinę spięty i stremowany. Rozpoczął kilka minut po godzinie 19.00 utworem Oh Pretty Woman.


Potem przyszedł czas na kompozycje z jego najnowszego wydawnictwa - Bad For You Baby i Down The Line. 
Następnie usłyszeliśmy między innymi Since I Met You Baby, Have You Heard, All Your love i okraszone kilkuminutową niewiarygodną solówką I Love You More Than You’ll Ever Know – jedną z najlepszych, jakie miałem okazję usłyszeć. Potem mistrz wydawał się już bardziej rozluźniony i coraz częściej uśmiechał się do fanów siedzących w najbliższych sektorach.
Artysta pamiętał o święcie odzyskania przez Polskę niepodległości i zrobił nam prezent w postaci rewelacyjnej wersji swojego największego przeboju - Still Got The Blues - który specjalnie dla nas zadedykował.
Na bis zaserwował The Blues Is All Right oraz obowiązkowy punkt każdego koncertu, czyli słynną Paryżankę, która zamknęła kolejny występ wielkiego gitarzysty w naszym kraju. Zapaliły się światła i Torwar - chwilę wcześniej wypełniony do ostatniego miejsca - zaświecił pustkami.
Koncert trwał prawie dwie godziny. Zaprezentowane kompozycje to przekrój przez bluesową cześć kariery Irlandczyka, kilka hitów i utwory z nowej płyty.
Myślę, że widownia spisała się na medal. Po zakończeniu każdego z zagranych utworów muzyk usłyszał gromkie brawa, a pod sam koniec koncertu fani wstawali z miejsc śpiewając wraz ze swoim idolem.
Ten, kto po koncercie wybrał się na małe „co nieco” do Hard Rock Cafe mógł przypadkiem natknąć się na swojego ulubieńca, który wybrał się tam na kolację wraz ze swoimi najbliższymi współpracownikami.

Dla fanów Gary’ego Moore’a  był to bez wątpienia piękny wieczór choć bardzo chłodny i deszczowy, a każdy, kto przed koncertem liczył na bluesa na najwyższym poziomie, z pewnością nie czuł się zawiedziony.
Paweł Urbaniec

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz