środa, 19 października 2011

Ojciec chrzestny brytyjskiego blues rocka



Parę miesięcy temu zawitał do nas wyśmienity muzyk z Wielkich Wysp -  John Mayall. Można było go ujrzeć w warszawskim klubie Stodoła 13. lipca. Nie będę się rozwodziła nad dokonaniami muzycznymi tego artysty, dla każdego jego fana nie są one tajemnicą. Skupię się zatem na tematyce samego zespołu Mayalla w początkowym okresie jego działalności i nad muzykami towarzyszącymi jemu w latach 60. XX wieku.
Gdy w 1963 roku John Mayall w wieku 30 lat postanowił całkowicie poświęcić się muzyce bluesowej i rockowej, w skład jego zespołu John Mayall & The Bluesbreakers weszli perkusista Peter Ward, gitarzysta Bernie Watson i basista John McVie. Już spośród takiej listy można dostrzec wyróżniające się nazwisko jednego ze współzałożycieli grupy Fleetwood Mac. Do końca lat 60. przez zespół Mayalla miała się przewinąć jeszcze duża grupa artystów, która później wybijała się na wyższe szczyty sławy zakładając własne zespoły.
Mówi się, że Mayall był świetnym łowcą talentów na początku swojej kariery. To stwierdzenie nie jest bezpodstawne bowiem już w kwietniu 1965 roku (po wielokrotnej wymianie członków zespołów) bluesman przyjął pod swoje skrzydła kolejną przyszłą gwiazdę muzyczną: Erica Claptona. Ten wcześniej zdobył niejaką sławę z zespołem The Yardbirds, więc tworząc duet twórczy z Johnem pomógł temu drugiemu uzyskać większy rozgłos wśród brytyjskiej publiczności. Clapton miał nieoceniony wpływ na brzmienie Bluesbreakersów i Mayall to doskonale widział. Wiedział również, że młodego gitarzystę nie da się poskromić, dlatego musiał godnie przyjąć oświadczenie Claptona, że odchodzi z zespołu by stworzyć trupę muzyczną wędrującą po świecie. Mayall jednak dał Ericowi do zrozumienia, że ten zostanie znów przyjęty do zespołu jeśliby tylko postanowił wrócić.
Artysta nie musiał długo szukać zastępczego gitarzysty. W sierpniu do Bluesbreakersów dołączył Peter Green, a wraz z nim basista Jack Bruce zastępujący McVie. Nowy skład nie zdążył się nawet porządnie rozgrzać, kiedy w listopadzie po nieudanym pobycie w Grecji Clapton powrócił i został automatycznie przyjęty z powrotem do zespołu. No cóż, wspaniały Green, a razem z nim Bruce, musieli się pożegnać z zespołem (John McVie również wrócił).
Taki stan rzeczy nie potrwał zbyt długo (impulsywni muzycy zmieniają zdanie częściej niż kobiety). Clapton dogadał się z Brucem i nowo poznanym Gingerem Bakerem i trójka postanowiła wypróbować swoich wspólnych sił na scenie. 29 lipca 1966 roku swój oficjalny debiut miała supergrupa Cream, która rzeczywiście była wielkim zjawiskiem muzyki lat 60. „Nie super” było jednak to, że Mayall został zostawiony na lodzie, niczego nie świadom, że jego cenny podopieczny ma zamiar opuścić zespół. Jednak życie toczy się dalej, a zespół nie mógł istnieć bez głównego gitarzysty – Peter Green otrzymał drugą szansę od frontmana. Mniej więcej w tym samym czasie po wielokrotnych wymianach perkusisty dołączył do grupy Mick Fleetwood. 
1966 rok należał do Fleetwood Mac. Sam zespół jeszcze nie powstał, ale to w tym roku trójka założycieli po raz pierwszy miała okazję razem zagrać i to pod okiem mistrza Johna Mayalla. Zespół powstał w 1967 roku, a jego nazwa wymyślona przez Greena pochodzi z zestawienia nazwisk pozostałych dwóch muzyków (Fleetwood i McVie). Wiadomość o utworzeniu tej grupy jest dobra dla jej fanów, lecz już nie taka wspaniała dla samego Mayalla. Nagle trójka artystów odeszła od Bluesbreakersów – ciężko jest znaleźć trzech godnych zastępców w krótkim czasie. Ciężka sprawa, ale nie niemożliwa. W nowy skład grupy weszli: gitarzysta Mick Taylor i niewiele znaczący basista Paul Williams i perkusista Hughie Flint, który już wcześniej miał zaszczyt grać u Mayalla.
Na szczęście Taylor nie zamierzał szybko opuszczać zespołu, przebalował z Bluesbreakersami dwa lata. Natomiast posady basisty i perkusisty miały wciąż burzliwą historię. Krótki epizod w 1968 roku miał w niej Andy Fraser, piętnastoletni wówczas basista. Nie pobył on jednak zbyt długo u Mayalla, po sześciu tygodniach opuścił zespół by współtworzyć nową grupę Free. Zaraz po nim przyłączył się do grupy Tony Reeves, a razem z nim perkusista John Hiseman. Oboje grali wcześniej w New Jazz Orchestra i oboje opuścili Johna Mayalla w kwietniu 1968 roku tworząc Colosseum (przy okazji pociągnęli za sobą saksofonistę Bluesbreakersów Dicka Hechstall-Smitha).
Na miejsce basisty i perkusisty wchodzili już mniej znani muzycy. 13 czerwca 1969 roku z zespołu odszedł Mick Taylor, dołączając do Rolling Stones’ów po śmierci Briana Jonesa. Na jego miejsce wszedł Chas Crane, później Jon Mark.

W 1970 roku John Mayall postanowił zmienić scenerię muzyczną i przeprowadzić się do Los Angeles. I na tym się kończy moja historia. W kolejnych latach Mayall współpracował jeszcze z wieloma muzykami, większość artystów z wcześniejszych składów również się do niego przyłączała na sporadyczne występy. Clapton zauważył, że John Mayall był nauczycielem wielu muzyków w latach 60. Będąc o 10 lat starszy od pokolenia artystów z tej dekady na pewno miał na nich wielki wpływ. Jako miłośnik bluesa i jazzu pomagał kultywować tą fascynację u młodszych kolegów. Można mu tylko podziękować za to, że to dzięki jego wpływom mieliśmy okazję usłyszeć wykonania takich grup jak Fleetwood Mac czy Cream. 
Ewa Nieścioruk

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz