środa, 19 października 2011

Głos Bee Gees w Sali Kongresowej. Robin Gibb na jedynym koncercie w Polsce.


Kilka tygodni przed planowanym występem gwiazdora w Polsce pojawiły się pogłoski, że koncert może się nie odbyć. To za sprawą problemów zdrowotnych, które zmusiły artystę do odpoczynku i badań kontrolnych. Część brazylijskiej trasy została odwołana, ale występ w stolicy odbył się zgodnie z planem. Bohater wieczoru zjawił się w Warszawie w dniu koncertu na kilka godzin przed samym występem. Wprost z lotniska udał się do hotelu, a potem bezpośrednio do Sali Kongresowej.
Robin Gibb ubrany w garnitur zjawił się na scenie wraz z towarzyszącym mu zespołem kilka minut po godzinie 19.00. Publiczność przywitała go bardzo ciepło wstając z miejsc, gdy tylko się pojawił. Rozpoczął utworem You Win Again. Po ostatnim takcie otrzymał wielkie brawa, za co podziękował i równie ciepło przywitał swoich fanów. Od samego początku budował się świetny kontakt artysty z publicznością. Robin żartował, opowiadał - każdy utwór opatrzony był jego krótkim wstępem. Potem były już tylko wielkie przeboje, hit za hitem oraz świetnie bawiąca się Sala Kongresowa. Potem usłyszeliśmy między innymi I Started A Joke, Saved By The Bell czy słynny z Gorączki Sobotniej Nocy How Deep Is Your Love.
Pojawiały się głównie utwory z repertuaru jego grupy, lecz także kompozycje, które bracia Gibb stworzyli dla innych artystów jak choćby Woman In Love znany w wykonaniu Barbary Streisand czy Heartbreaker Dionne Warwick. Fani wstawali z miejsc tańcząc i śpiewając ze swoim ulubieńcem. Muszę przyznać, że dawno nie widziałem tak bawiącej się Sali Kongresowej. To było wspaniałe doświadczenie oglądać tak radosnych ludzi, cieszących się każdym dźwiękiem, uśmiechających się do siebie. Oby więcej takich koncertów i takich emocji.
Z kompozycji obowiązkowych był jeszcze To Love Somebody, zaśpiewany na setki gardeł. Można było odnieść wrażenie, że nie było na sali osoby, której tekst tego utworu nie byłby znany. Już zupełnie na koniec dyskotekowy Tragedy czy Stayin’ Alive. Zabawa była przednia, a reakcje ludzi po koncercie mówiły same za siebie: „Cudowny koncert, warto było przejechać taki kawał drogi” – mówił Łukasz z Zielonej Góry, który na koncercie zjawił się z dziewczyną. „To wspaniałe, że dane mi było zobaczyć go na żywo, słucham tej muzyki od czterdziestu lat” – mówił wzruszony Krzysztof, który przyjechał na koncert wraz z całą rodziną aż z Poznania.
Koncert na pewno bardzo udany, świetnie odebrany przez publikę. Trochę ponad półtorej godziny wielkich hitów tego (czy się to komu podoba czy nie) legendarnego zespołu. 
 
Paweł Urbaniec

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz