poniedziałek, 4 marca 2013

Płyty: Miles Davis

Tribute To Jack Johnson



Milesa Davisa chyba nikomu nie trzeba przedstawiać – powszechnie znany trębacz wyrobił sobie reputację jednego z najważniejszych muzyków ogólnie pojętego jazzu. Ze szczególnym naciskiem na „ogólnie pojętego”.

Są podzielone opinie na temat jego innowacyjności i kunsztu gry (sam postawiłbym przed nim Clifforda Browna, Freddiego Hubbarda czy Lee Morgana, gdybyśmy mówili o sztuce opanowania trąbki), ale z pewnościa nie można o nim powiedzieć, że trzymał się kurczowo jednego stylu. Był muzykiem-kameleonem, pomimo jazzowych korzeni (muzycznie dojrzewał wśród prawdziwych tytanów jazzu lat 40 i 50, takich jak Charlie „Bird” Parker, Dizzy Gillespie, Thelonious Monk...) doskonale poruszał się w estetyce fusion, rockowej czy hip hopowej. Jednym z jego najmocniej rockowych albumów, jednocześnie obecnie najwyżej cenionych jest Tribute to Jack Johnson. Pech sprawił, że stał się również jednym z najbardziej niedocenionych.

Album Tribute to Jack Johnson był soundtrackiem do filmu dokumentalnego wyreżyserowanego przez Williama Caytona o oczywistym tytule Jack Johnson. Opowiadał on historie tytułowego afroamerykańskiego boksera, słynnego mistrza wagi ciężkiej. Początkowo muzyką do filmu miał się zająć funkowy perkusista Buddy Miles, ale odrzucił propozycję. Davis przyjął robotę z zamiarem napisania muzyki „do tańca” jak to określił w swojej autobiografii (pisał, że ruchy bokserskie kojarzą mu się z krokiem tanecznym). Niestety film, choć zebrał pochlebne recenzje krytyków, nie zdobył popularności, co negatywnie odbiło się na przyjęciu albumu. Davis znany ze swoich uprzedzeń do białych, obwiniał ich o umyślne zaniechanie promocji płyty, podejrzewając, że obawiali się z jego strony konkurencji dla białych muzyków rockowych.

W składzie wystąpili: Miles Davis na trąbce, Hancock na klawiszach, McLaughin na gitarze,  Steve Grossman na saksofonie Sopranowym, Michael Henderson na gitarze basowej oraz Bill Cobham na perkusji. Dodatkowo gościnnie na stronie B usłyszymy Waynea Shortera, Chicka Coree, Zawinula, Dave'a Hollanda i Tonny'iego Williamsa. Znana plejada, której większość już wcześniej zasilała zespoły Milesa, szczególnie te poprzedzające Tribute... czyli słynące z eksperymentów z fusion In a Silent Way czy Bitches Brew. Szczególną role odegrał tutaj McLaughin, który dodał  muzyce brudnego, rockowego, czasem funkującego brzmienia, przywodzącego na myśl lata 60'.

Tribute to Jack Johnson składa się z zaledwie dwóch dwudziestoparominutowych utworów, naszpikowanych improwizacją. Pierwszy z nich – „Right Off” to drapieżny, hardrockowy kawałek. Otwiera go luźna improwizacja McLaughina – Davis instruował go, aby grał tak, jakby „nie potrafił grać na gitarze”. Po 2 minutach z impetem wkracza trąbka Milesa, atakująca słuchacza krzykliwym brzmieniem. Z początku zdaje się prowadzić dialog z gitarą, by zaraz potem wtargnąć na pierwszy plan. Po 10 minutach perkusja i gitary gwałtownie odchodzą, Miles zostaje sam na scenie. Efekt echa dodaje psychodelii jego improwizacji. Nieobecni po chwili wracają wprowadzając do utworu nowego gościa – saksofon sopranowy. To właśnie solówki Steve'a Grossmana należą do moich ulubionych na Right Off. Z wypiekami na twarzy opisałem dopiero połowę utworu, a uwierzcie mi - potem jest tylko lepiej. Na szczególną uwagę w drugiej części zasługują kosmiczne klawisze Hancocka. Jak ktoś kiedyś trafnie napisał – to dla Right Off  warto kupić ten album.

Yesternow jest o wiele spokojniejsze, zaczyna się od wolnego, ale budującego w słuchaczu poczucie napięcia, transowego basu – znany patent, który usłyszeć możemy chociażby w  Miles Runs the Voodo Down z Bitches Brew. Tutaj trąbka (zgodnie z charakterem utworu) wchodzi na scenę dyskretnie. W ślad za nią zakradają się pozostałe instrumenty. W tym kawałku usłyszymy więcej szmerów, „elektrycznego” hałasu.
Całość zamyka wybrzmiewający głos Johnsona „I'm Jack Johnson – heavyweight champion of the world! I'm black! They never let me forget it. I'm black all right; I'll never let them forget it.” czyli „Jestem Jack Johnson – mistrz świata ciężkiej wagi! Jestem czarny! Nigdy nie pozwolili mi o tym zapomnieć. Zgoda, jestem czarny; nigdy nie pozwolę im o tym zapomnieć.”. Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że istnieje pewien wspólny mianownik między historią Jacka Johnsona i Milesa Davisa. Tak jak Jack, Miles stanął do walki, walki o zaistnienie w świecie muzycznym, zdominowanym przez białych muzyków, szefów wytwórni, krytyków, jednocześnie zachowując swoją tożsamość Afroamerykanina. I tę walkę wygrał.

Album Tribute to Jack Johnson po latach okazał się jednym z najważniejszych albumów jazz-rockowych. Wielu krytyków nieprzepadających za elektrycznym okresem Milesa ocenia go wyjątkowo pozytywnie. Stanowi wręcz pozycje obowiązkową dla każdego wielbiciela muzyki jazzowej jak i rockowej.

P.S. Jeśli podoba Wam się ta płyta, polecam: In a Silent Way, Bitches Brew, Live-Evil oraz On the Corner.

Krzysztof Kąkol

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz