niedziela, 1 stycznia 2012

QUADROPHENIA


Świat Pete’a i Jimmy’ego

Wchodzę do przypadkowo wyglądającego sklepu odzieżowego w londyńskiej dzielnicy Soho. Na wieszakach wisi eleganckie męskie ubranie, z głośników leci Van Morrison. Cóż, nieco inaczej sobie to wyobrażałam. Gdzie ci modsi, ta buntownicza muzyka, klimat rock and rollowy? Jest! Jak światełko na końcu korytarza, tak znalazłam portal do czasów lat 60. i 70., opatrzony podświetlonym okrągłym znakiem „Who”.
Powoli schodzę po schodach. Brown Eyed Girl cichnie, natomiast zaczynam słyszeć coś żywszego. Drowned. Jestem u siebie. To naprawdę ciekawe przeżycie móc obejrzeć wystawę poświęconą muzyce (nie będącej muzyką klasyczną), tym bardziej jeśli na celownik padnie zespół jak The Who i album jak Quadrophenia. Takie przedsięwzięcie możliwe było dzięki pomocy Pretty Green, firmie, która udostępniła piętro podziemne swojego sklepu na lokalizację wystawy i, przede wszystkim, dzięki wielu fanom The Who w Londynie.
Jak wyglądał świat Quadrophenii? Każdy ma zapewne jego własne wyobrażenie, urozmaicone dodatkowo wizjami z filmu o tym samym tytule. Dla mnie było to niewielkie pomieszczenie o oliwkowo zielonych ścianach, na których widniały niczym graffitti fragmenty notatek autora konceptu - Pete’a Townshenda. Słychać Bell Boy. W dwóch rzędach stały ścianki z planszami przedstawiającymi historię bohatera, Jimmy’ego, opisaną jego własnymi słowami, jak również wspomnienia z sesji nagraniowej albumu w słowach Pete’a. Gdzieniegdzie wystawione zostały gabloty z własnoręcznie zapisanymi zeszytami Townshenda czy aktami zachowanymi ze studia. Nie sposób pominąć najważniejszego - muzyki. Doszliśmy do Doctor Jimmy, grane niezbyt cicho, ale przecież muzyka nie stanowi tutaj tła, lecz główne zainteresowanie zwiedzających.
Nagrana w 1973 roku Quadrophenia była następcą udanego Who’s Next. Jako album koncepcyjny miała podczas koncertów zastąpić uwielbianego do tej pory Tommy’ego (co raczej nie doszło do skutku). Gra The Rock. Napisana całkowicie przez gitarzystę The Who opowiada o Jimmym, modsie przeżywającym burzliwą młodość w latach sześćdziesiątych, jeżdżącym swoim „GS scooter”, zażywającym przeróżne pigułki i wdającym się w konflikty ze społeczeństwem. Ponadto, album odzwierciedla charaktery czterech członków zespołu, którym przypisano po jednym określeniu. Zatem sam Pete przedstawiony jest jako „dobry”, Roger Daltrey jako „zły”, John Entwistle jest „romantykiem”, a Keith Moon - a jakże - „zwariowany”. Te różne cechy przepychają się nawzajem w Jimmym nie dając mu wewnętrznego spokoju. I stąd właśnie pochodzi nazwa krążka: schizofreniczny chłopiec cierpi na rozdzielenie jaźni na cztery części, jest „quadrophenikiem”. W tle leci Love, Reign O’er Me.
Tablice i gabloty na wystawie wzbogaciły jeszcze dwa znaczące eksponaty. Były nimi modsowska kurtka wojskowa wyjęta prosto z filmu Quadrophenia (tak na marginesie: chodzą plotki, że nakręcony będzie sequel kultowego filmu) i prawdziwie odpicowana Vespa należąca do członku gangu. Wisienką na torcie są cztery stanowiska ze słuchawkami (opatrzone twarzami członków zespołu), w których można sobie w samotności i skupieniu posłuchać albumu. Postanowiłam potowarzyszyć Daltreyowi. W piwnicy album zaczął grać od początku, byłam przy The Real Me. Założyłam słuchawki na uszy i przeskoczyłam do The Punk And The Godfather. Podczas odsłuchu można było śledzić tekst utworu, co nie było bezpiecznym posunięciem - osobiście musiałam się pilnować, by nie zacząć śpiewać z wokalistą na cały głos. Niestety, nie miałam zbyt wiele czasu na głębsze rozmyślania, przesłuchałam jeszcze The One i musiałam opuścić krainę The Who.
Otwarcie wystawy nie było przypadkowe. Wiąże się z wydaniem nowej odświeżonej i wzbogaconej o miliony dodatków wersji Quadrophenii. Czy jest ona formą promocji nowego wydania albumu? Wątpię, odnoszę wrażenie, że wiadomość o jej istnieniu przeznaczona została tylko dla wtajemniczonych zainteresowanych losami The Who. Tym bardziej cieszyć może przebywanie w takiej atmosferze rockowej, swoistej świątyni muzyki, w której rządzą ostre dźwięki strun, bębnów i wokal.

Ewa Nieścioruk

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz