Nikt z nas nie lubi być porównywany do innych, a już na pewno nie oceniany przez ich pryzmat. Każdy chce być jedyny w swoim rodzaju, w pewnym sensie oryginalny i jednocześnie "na czasie". Maggie była i ciągle jest porównywana do swojej, niestety nie żyjącej już, rówieśniczki - Janis Joplin. Czy słusznie?
Moim zdaniem można znaleźć kilka podobieństw, ale znacznie więcej różnic. O Janis wszyscy wiedzą aż za dużo, a jak nie, to doczytanie tego nie jest żadnym problemem. A życie szkockiej piosenkarki nie jest owiane tajemnicą, ale znacznie mniej wyeksponowane.
Urodzona w styczniu 1945 roku w Glasgow w muzycznej rodzinie Maggie Bell siłą rzeczy musiała rozwijać się muzycznie. Jej przygoda zaczęła się na początku lat 60., kiedy to rzuciła szkołę, aby realizować swoje marzenia o śpiewaniu. W ciągu dnia pracowała przy komponowaniu wystaw sklepowych, aby wieczorem ruszyć do klubów i pokazać, co potrafi na scenie. Ogromną rolę w jej życiu i rozwoju kariery odegrał Alex (starszy brat). Dzięki jego znajomościom Maggie poznała Leslie’ego Harvey’a, wtedy grającego w poszukującym wokalisty zespole Kinning Park Ramblers. Po krótkim przesłuchaniu została jednogłośnie przyjęta do zespołu. Po rozpadzie grupy Bell śpiewała w kilku innych, jednak nie był to szczyt jej oczekiwań. W drugiej połowie lat 60. ponownie zeszła się muzycznie z Harveyem i tak właśnie powstało The Power Of Music, które z czasem przekształciło się w Maggie Bell and The Power. Pod taką nazwą poznał ich Peter Grant (wtedy manager The Yardbirds). Zaimponowały mu możliwości wokalne Maggie i gitarowy kunszt Leslie’ego. Niemalże bez zastanowienia został ich producentem i managerem. Pod jego dowództwem w 1969 roku zespół zmienił nazwę na Stone The Crows (pomysł Granta - jego odczucia kiedy usłyszał ich po raz pierwszy). Stone The Crows rozpadło się w dramatycznych okolicznościach (w 1972 roku Harvey zginął po porażeniu prądem). Grant na szczęście nie pozwolił Maggie, aby odeszła z przemysłu muzycznego. Pozbierała się po stracie przyjaciela i muzy, dała upust swoim uczuciom nagrywając solowy album. Od tego czasu solowa kariera nabrała rozmachu. Nagrywała między innymi z Jimmym Pagem (na drugim albumie, Suicide Sal). Śpiewa też na pierwszej płycie Roda Stewarta – Every Picture Tells A Story. Gościnnie wystąpiła w 1972 roku w Tommym The Who. Jednym z największych sukcesów okazał się cover Hold Me zaśpiewany 1981 roku w duecie z B. A. Robertsonem. Dotarli na 11. pozycję listy przebojów w Wielkiej Brytanii. W 1988 roku nagrała następny solowy album Crimes Of The Heart, jednak nie jest to kolejny bluesowy krążek. Płyta została nagrana w Holandii i jest utrzymana w pop rockowym klimacie zbliżonym do ówczesnej Tiny Turner (z okresu Private Dancer). W 2006 roku dołączyła do The British Blues Quintet. W minionym 2011 roku uczestniczyła jako wokalistka w projekcie Jon Lord Blues Project, który został zarejestrowany w sierpniu na płycie Live.
Już na pierwszy rzut oka widać, że jedynym polem do porównań jest muzyka. Jak sama Maggie powiedziała w wywiadzie dla "Twojego Bluesa": Ja przede wszystkim staram się śpiewać i tylko czasami przeradza się to w krzyk. U Janis było dokładnie na odwrót. Po dokładniejszym przesłuchaniu dyskografii obu pań muszę przyznać, że ilość śpiewu o Janis jest zaskakująco mała. Jak to się stało, że cały świat ją zna, a o Maggie słyszeli tylko nieliczni. Ogromny wpływ na to ma ilość skandali, narkotyków, używek wszelkiego rodzaju. Rozgłos i afiszowanie się ze swoim życiem prywatnym nierozłącznie idą w parze. Maggie jest cichą i skromną osoba, prędzej przypisałabym ją do grupy "kur domowych" niż "gwiazd rocka". A tak prywatnie, jest bardzo miłą i wesołą kobietą, która do swojej kariery i ciągłych porównań podchodzi z ogromnym dystansem. Tak więc miano szkockiej Janis Joplin traktuje dość swobodnie i raczej jako komplement. Choć, moim zdaniem to Janis powinna - jak już - być amerykańską Maggie Bell. I tu po raz kolejny widać, jak wiele do powiedzenia mają media lansujące gwiazdy danego czasu.
Polecam każdemu posłuchać i samem ocenić, która z pań "wygrywa".
Martyna Sołtysiak
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz