God & Guns
Krążek ten może nie jest ciepły jak świeże bułeczki, ale zdecydowanie warto o nim wspomnieć, gdyż pod koniec wiosny 2012 roku Amerykanie zawitają na kilka koncertów do Europy. Niestety, Polska nie będzie ich gościć, ale nasi zachodni sąsiedzi owszem. 7 lipca Lynyrd Skynyrd wystąpią w Berlinie. God & Guns, ich ostatni studyjny album, ukazał się w 2009 roku.
Całość promował singiel Still Unbroken dodatkowo wzbogacony o utwór Simple Life. Dwunasta pozycja studyjna southern rockerów zawiera dwanaście piosenek. Stanowi swoistą hybrydę, gdyż dokładnie połowa numerów może z dumą reprezentować gatunek southern rocka, a druga połowa to prawie „europejskie” hard rockowe wymiatanie. Słucha się tego wyśmienicie. Dwa pierwsze utwory (te singlowe) utrzymane są w tej drugiej kategorii i muszę przyznać, że trzeba było nie lada odwagi, aby to właśnie z ich pomocą promować album w samych Stanach, które przecież kochają te swoje teksańskie (patrz: southern rockowe) klimaty. W „te” klimaty zabierają nas dosyć lekkie Southern Ways, balladowe Unwrite That Song, powalające Floyd, w którym dawkę horroru zagwarantował udział Roba Zombie, typowe dla zespołu That Ain’t My America, rozkręcające się i zabarwione południowymi dźwiękami God & Guns oraz wzruszające Gifted Hands. Przyznaję, że bardziej przypadły mi do gustu te typowe dla Lynyrd Skynyrd utwory. Nie należy jednak nie doceniać tych heavy rockowych momentów. Niezwykle chwytliwe Little Thing Called You i okraszone świetnym riffem Coming Back For More z pewnością przypadną do gustu fanom chociażby Whitesnake czy Gotthard.
God & Guns właściwie nie ma słabych punktów. Absolutną perłą tego wydawnictwa pozostaje Floyd, które po prostu hipnotyzuje.
O Lynyrd Skynyrd będę jeszcze nieraz pisał, gdyż southern rock jest wręcz kryminalnie niedoceniony w naszym kraju. Jego status w Europie też nie jest taki, na jaki zasługują takie kapele jak Blackfoot, ZZ Top czy właśnie Lynyrd Skynyrd.
Sebastian Żwan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz