W przypadku premiery tego
wydawnictwa pośpiech Columbia Records był jak najbardziej uzasadniony. Niemal
100% dochodu ze sprzedaży ma trafić na konto The Robin Hood Relief Fund,
fundacji zajmującej się ofiarami huraganu Sandy, który pod koniec października zeszłego roku
nawiedził Nowy Jork. Zniszczenia, których dokonał szacuje się w miliardach
dolarów. W samych Stanach Zjednoczonych żywioł pozbawił życia 131 ludzi.
12 grudnia 2012 roku w Madison
Square Garden zgromadziła się śmietanka amerykańsko-brytyjskiej sceny
muzycznej, aby oddać hołd Wielkiemu Jabłku i jego mieszkańcom. Koncert był
transmitowany na cały świat. Przed wejściem do słynnej hali można było nabywać
do ostatniej chwili bilety za dziesiątki tysięcy dolarów. Album dokumentujący
ten niezwykły wieczór jest już dostępny!
Dwupłytowe wydawnictwo ukazało sią nakładem Columbia Records.
Wyprodukowali je Jim Nolan, John Sykes i Harvey Weinstein. Znalazły się na nim
dwadzieścia cztery utwory. Jako pierwszy występuje ikona amerykańskiego rocka –
Bruce Springsteen & The E Street Band. „The Boss” wykonał dwa numery – Land Of Hope And Dreams oraz Wrecking Ball. Drugi artysta okazał się
być tym, którego już żadna następna gwiazda tego dnia nie pobiła. Roger Waters
perfekcyjnie wykonał Another Brick In The
Atlantic Wall Part I, II & III, po którym zagrał jeszcze Us And Them, a na koniec, w duecie z
Eddiem Vedderem, rozbrzmiało Comfortably
Numb. W odróżnieniu od wiwatującego tłumu, mi wokal Veddera kompletnie do
tej kompozycji nie pasował. Geniusz grupy Pink Floyd ustąpił na scenie miejsca
aktorowi komediowemu, Adamowi Sandlerowi. Do spółki z Paulem Shafferem
pokrzepił serca publiczności specjalnie przygotowaną na tę okazję wersją utworu
Hallelujah (pojawiają się w niej
słowa „Hallelujah! Sandy screw ya!”). Zaskakująco najsłabszą formę
zademonstrował Bon Jovi, którego It’s My
Life pozostawiało bardzo wiele do życzenia, a Wanted Dead Or Alive było po prostu średnie… O występie Erica
Claptona można powiedzieć tyle, że było to solidne rockowe granie. Wykonał Got To Get Better In A Little While oraz
kapitalne Crossroads. Pierwszy CD
zamyka fragment występu The Rolling Stones. Zespół wykorzystał okazję
wystąpienia w Madison Square Garden w ramach mini trasy na pięćdziesięciolecie
istnienia grupy. Jagger i spółka wybrali na ten wieczór You Got Me Rocking oraz Jumpin’
Jack Flash. Oczywiście – perfekcja w każdym calu.
Drugą płytę otwiera popowa wokalistka, Alicia Keys. Po jej całkiem w
przejmującym No One sceną zawładnęło
The Who. Roger Daltrey i Pete Townshend byli właśnie w trakcie amerykańskiej
trasy koncertowej, więc byli nieźle rozgrani przed swoim występem. Na początek
poszło Who Are You, które od zawsze
sprawia, że publiczność popada w wokalny trans. Nie mogło zabraknąć wielkiego
przeboju grupy – Baba O’Riley. Na
zakończenie swojego setu wybrali wzruszające i idealnie oddające klimat tego
wieczora Love, Reign O’er Me. Bardzo
profesjonalnie, aczkolwiek niespecjalnie wyróżniająco zaprezentował się Billy
Joel. Bardzo ciekawy, bo akustyczny, set wykonał Chris Martin. Poleciały Viva La Vida, cover Losing My Religion oraz Us
Against The World.
Mieliśmy już akcenty Pink Floyd, The Rolling Stones, The Who; był też
Eric Clapton. Wśród takich gości nie mogło zbraknąć najjaśniejszej z gwiazd.
Paul McCartney w duecie z Nirvaną wykonał premierowy utwór Cut Me Some Slack, którego niestety nie zamieszczona na tym
albumie. Beatles nie mógł nie zaśpiewać jednego z hitów swojej rodzimej grupy.
Zelektryzował publiczność kawałkiem Helter Skelter. W przeciwieństwie do
ceremonii otwarcia Igrzysk Olimpijskich w Londynie, głos McCartneya się nie
załamywał i brzmiał fantastycznie.
Zakończenie koncertu było iście nowojorskie. Na scenie
pojawili się wszyscy występujący tego dnia artyści i pod przewodnictwem Alicii
Keys odśpiewali Empire State Of Mind.
Przez całe show poszczególni muzycy podkreślali swoją miłość do Nowego Jorku.
To ogromne zaangażowanie i wielkie emocje, które towarzyszyły wszystkim
zebranym 12 grudnia w Madison Square Garden udzielają się już po pierwszym
przesłuchaniu tego wydawnictwa, które gorąco polecam.
Sebastian Żwan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz