Graham Bonnet - człowiek,
który zastąpił Ronniego Jamesa Dio w zespole Rainbow w 1979 roku, nie
kompromitując się przy tym wokalnie. Człowiek o wspaniałym głosie, nie mogący
usiedzieć w miejscu, pracujący z wieloma artystami w przeciągu swojej ponad
czterdziestoletniej kariery.
W tym miesiącu mamy
okazję dowiedzieć się czegoś więcej na jego temat z ust samego mistrza.
Ewa Nieścioruk: Zacznijmy
od wczesnych lat. Rozpocząłeś karierę w zespole The Marbles w 1969 roku.
Największy sukces osiągnęliście singlem Only
One Woman. Powracasz do tego utworu w późniejszych latach stosunkowo często
(z zespołem Alcatrazz na płycie Dangerous
Games w 1986 roku i na albumie solowym Here
Comes The Night z 1994 roku). Czy spowodowane to jest sentymentem do
utworu?
Graham Bonnet: Nasz
producent, Richie Podler, usłyszał stare nagranie tego utworu i zaproponował
jego odświeżenie... no, w stylu lat 80-tych.
E.N.: Po współpracy z The
Marbles nagrałeś dwa solowe albumy, które zawierają kilka utworów coverowych,
między innymi kompozycje Boba Dylana (It’s
All Over Now Baby Blue, I’ll Be Your
Baby Tonight), przebój The Shirelles Will
You Love Me Tomorrow i klasyka zespołu Mud Stand Still Stella. Co stało za wyborem tych kawałków?
G.B.: Pierwsze dwa, to
znaczy trzy kawałki, były moim wyborem. Natomiast Stand Still Stella było numerem, nad którym mój producent pracował
z zespołem Mud. Tak więc udało mu się umieścić na albumie utwór, który on sam
napisał!
E.N.: Jaką muzyką wzorowałeś się na początku kariery? Wyobrażam sobie, że będąc wokalistą R&B, Twoje inspiracje odbiegały nieco od wpływów innych muzyków rock and rollowych, z którymi przyszło Ci później współpracować. Jak się te inspiracje zmieniały z biegiem czasu?
G.B.: Teraz wszystkie
chwyty są dozwolone, granice się zacierają... Uwielbiam kawałki R&B i
chciałbym przy czymś takim znowu popracować... Wrócić do swoich korzeni.
E.N.: Po ukazaniu się
Twoich albumów solowych Graham Bonnet i
No Bad Habits dołączyłeś do hard
rockowego zespołu Rainbow, zastępując Ronnie James Dio. Nagrałeś z grupą jeden
krążek Down To Earth (1979). Na
scenie musiałeś jednak wykonywać również utwory ze starszych krążków, które
różniły się od nowszej płyty. Świetnie się spisałeś śpiewając na miejscu Dio,
lecz jak Ci się udało połączyć charakter nowego Rainbow z tym starym?
G.B.: Właściwie to było
to proste... Musiałem się nauczyć piosenek, których wcześniej nie znałem, ale
fajnie się je śpiewało, mimo że pierwotnie nie byłem zachwycony tym, że
musiałem je wykonywać. Ritchie (Blackmore, przyp. red.) i reszta zespołu byli
pod wrażeniem mojej umiejętności przechodzenia z jednego stylu muzycznego do
drugiego... Nie było to takie łatwe na początku, lecz teraz rozumiem hard
rockową muzykę... Była to dla mnie świetna szkoła.
E.N.: W owym czasie Twój „James
Deanowski” wizerunek mocno odbiegał od archetypu typowego długowłosego
rockmana, do którego wszyscy byli przyzwyczajeni. Czy Twój wygląd sprawiał
jakieś problemy w czasie Twojej kariery?
G.B.: Tylko wtedy, gdy
Ritchie chciał bym zapuścił włosy, a ja wręcz przeciwnie... Reszta zespołu
uważała, że świetnie wyglądam!
E.N.: Po jednopłytowym
epizodzie z Rainbow nagrałeś trzeci album solowy Line-Up (1981), następnie dołączyłeś do The Michael Schenker Group.
Nagrałeś z zespołem Assault Attack
(1982), lecz nie miałeś zbytnio okazji występować z grupą, gdyż zostałeś z niej
zaraz zwolniony (podczas jedynego koncertu Bonnet był pijany do nieprzytomności
i niezdolny do śpiewu, przyp. red.). Czy zastanawiałeś się kiedykolwiek jak by
się Twoja kariera potoczyła gdybyś tylko pozostał z zespołem?
G.B.: Owszem, razem z
Michaelem tworzyliśmy zgrany zespół... Również pod względem pijaństwa... Więc
to pewnie i tak by się skończyło porażką.
E.N.: Tuż po tym
założyłeś zespół Alcatrazz. Tak jak w przypadku Twojej solowej twórczości, jest
to zespół, w którym do Ciebie należy ostatnie słowo i nie musisz się
podporządkowywać innym artystom. Do dzisiaj jesteś aktywny przy obu projektach.
Z którą formacją się bardziej utożsamiasz? Czy wolisz jedną bardziej od
drugiej?
G.B.: Kocham obie. Dobrze
jest mieć ciągle nowe wpływy... Szczególnie z nowym składem (Alcatrazz, przyp. red.).
E.N.: Brałeś udział w
innych muzycznych przedsięwzięciach. Wśród nich znajdują się dwa albumy nagrane
z zespołem Impellitteri (Stand In Line,
1988, i System X, 2002), które
wprowadziły Cię w prawdziwie heavy metalową scenę muzyczną i które pozwalają
nam usłyszeć Twój krzyczący wokal w pełnej krasie. Jak się odnosisz do kolejnej
roli artystycznej?
G.B.: Fajnie się nad tymi
albumami pracowało. Pokazało to inne oblicze mojego stylu muzycznego... bardzo
ciężkie. Były wyzwaniem, ale wydaje mi się, że się udały.
E.N.: Patrząc wstecz,
jest wiele formacji, z którymi współpracowałeś, przechodząc z jednej do
drugiej. Czy można powiedzieć, że jesteś niespokojną duszą?
G.B.: Tak, jest to
skomplikowane, bo chcę być ogólnie znany jako artysta... nie tylko jako
wokalista hard rockowy. Jest jeszcze wiele rzeczy, które chciałbym osiągnąć pod
względem muzycznym, lecz do których jeszcze nie dotarłem.
E.N.: Po tylu latach
śpiewania, czy zaobserwowałeś potrzebę przyhamowania aby nie nadwerężyć strun
głosowych?
G.B.: Zdecydowanie. Dużo
podróżujemy, a ja wypadam fatalnie gdy jestem zmęczony. Zawsze tak ze mną
było... Nigdy nie byłem w stanie szybko do siebie dojść po zmianach czasu przy
podróżach, co wysysa moją energię i osłabia mój głos.
E.N.: Trwają prace nad
Twoją oficjalną biografią, można przeczytać streszczenia pierwszych czterech
rozdziałów na Twojej stronie internetowej. Kiedy możemy się spodziewać jej
wydania?
G.B.: Nie jestem pewien,
trzeba jeszcze parę rzeczy pokończyć... Mam jednak nadzieję, że uda to się
jeszcze w tym roku.
E.N.: W 2010 roku wziąłeś
udział w przedsięwzięciu o nazwie The Voices Of Rainbow wraz z byłymi
wokalistami Rainbow Joe Lynn Turnerem i Doogiem Whitem. Zagraliście trzy
koncerty w Japonii. Zastanawialiście się kiedyś nad kontynuacją współpracy?
G.B.: Właśnie to
powtórzyliśmy parę tygodni temu, kolejne trzy pokazy w Japonii.
E.N.: Słyszałam, że
występujesz od czasu do czasu z członkami zespołu Boston w Kalifornii. Czy jest
szansa usłyszenia czegoś więcej z Waszej strony czy jest to tylko lokalny
projekt?
G.B.: To było seminarium
z producentem Beatlesów, Georgem Martinem, i zagraliśmy 7 piosenek Beatlesów
tutaj w L.A. w Palace Theater... George nam opowiedział o sesjach nagraniowych
Beatlesów, następnie my, chłopcy z grupy Boston i inni, wykonaliśmy te
kawałki... Świetna zabawa, ale była to tylko jednorazowa impreza.
E.N.: Chodzą plotki, że
pracujesz nad nowym albumem Alcatrazz. Kiedy będzie można go usłyszeć? I czy
pracujesz jeszcze nad czymś?
G.B.: Szykuje się parę
sesji nagraniowych i koncertów z różnymi zespołami, ale póki co bez żadnych
konkretnych terminów... Zachęcam do zaglądania na stronę internetową www.grahambonnet.com, tam będą
publikowane wszystkie nowinki.
E.N.: Czy masz jeszcze
jakieś zupełnie inne i nowe pomysły artystyczne, które chciałbyś zrealizować?
G.B.: Póki co nie... Chcę
doprowadzić to co robię obecnie do porządku... Wciąż staram się udoskonalać...
Jestem bardzo krytyczny wobec swoich występów.
E.N.: Ostatnio wystąpiłeś
w Polsce w 2011 roku supportując Whitesnake. Czy planujesz ponownie odwiedzić
nasz kraj w niedalekiej przyszłości?
G.B.: Mam nadzieję,
świetnie się tu bawiłem. Pomimo mojego zmęczenia, koncert wypadł znakomicie.