Kisses On The Bottom
Paul MCartney zaserwował album niezwykle wysmakowany. Kisses On The Bottom łączy jazz, swing i ambitny pop. Album jest bardzo chilloutowy. To już szesnasta studyjna pozycja w solowym dorobku Beatlesa i pierwsza od 2007 roku. Płytę wyprodukował Tommy LiPuma, znany ze współpracy z Milesem Davisem i Barbrą Streisand. Znalazło się na niej czternaście kompozycji, spośród których tylko dwie są autorstwa McCartneya. Wersja deluxe zawiera dwa dodatkowe utwory (Macca jest autorem jednego z nich).
Kolejne piosenki to po większości amerykańskie standardy, które niegdyś wykonywali Nat King Cole, Louis Armstrong, Dean Martin… Kompozycje McCartneya idealnie wtapiają się w towarzystwo klasycznych utworów i właściwie nie da się ich wychwycić. Paul sprawdza się nawet w komponowaniu jazzu lat trzydziestych ubiegłego stulecia. Jest autorem My Valentine, w której na gitarze zagrał Eric Clapton, oraz finałowego Only Our Hearts, w którym pojawił się Stevie Wonder. W rozszerzonej wersji znalazł się jeszcze mccartneyowski Baby’s Request. Nie ma co rozpisywać się na temat poszczególnych utworów, bo chyba ich najlepszym recenzentem byłby tylko wielki znawca jazzu i swingu na miarę Leopolda Tyrmanda.
Ciekawostką jest to, że Beatles tylko w dwóch utworach – Get Yourself Another Fool oraz The Inch Worm – gra na instrumencie (gitarze akustycznej). W pozostałych utworach tylko śpiewa.
Sam artysta stwierdził, że „to jest album, którego słuchasz w domu po pracy, przy kieliszku wina albo filiżance herbaty”. Coś w tym jest. Słucha się tego jednym tchem, trochę jakby w hipnozie…
Sebastian Żwan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz