AS YET UNTITLED
Wyjście z mroku. Tak można by skwitować powrót Doogiego White’a. Wokalista (ex-Rainbow, ex-Yngwie Malmsteen) długo nie dawał znaku życia, aż wreszcie uderzył i to z całą mocą. „Nie będę siedział i czekał na telefon. Znudzony Doogie jest niebezpieczny” – mówi o sobie. Istotnie, długo musieliśmy czekać na jego album; ku zaskoczeniu niektóre utwory powstały jeszcze za czasów Rainbow czy Cornerstone. Osobiście nigdy nie przypuszczałem, że zostanę rozczarowany i zaskoczony (pozytywnie) jednocześnie. Otóż, oczekiwałem hard rocka w stylu Rainbow, przeplatanego Hammondami i melodyjną gitarą. Tymczasem dostałem dobrą porcję surowych riffów i wspaniałego wokalu, co rozłożyło mnie na łopatki. Powalający są również goście, których możemy usłyszeć na krążku. Doogie zaprosił do współpracy miedzy innymi: Dereka Sheriniana, Neila Murraya, Patricka Johanssona czy Tony’ego Careya. „Zebrałem dobrych i wielkich kompanów, którzy podróżowali ze mną po świecie w różnych okresach.” – mówi o gościach sam Doogie.
Dekalog utworów na krążku As Yet Untitled otwiera keyboardowe intro w Come Taste The Band. W tym momencie pomyślałem, że tak będzie wyglądała cała płyta. Moje pierwsze wrażenie szybko zmienił Time Machine z surową gitarą i całą melodią a la AC /DC. Niedosyt wywołały u mnie tylko chórki w refrenie, które zepsuły trochę tę wspaniałą kompozycję. Fanom AC/DC pewno również przypadnie do gustu Cats Got Yer Tongue. Płyta zawiera również typowe hard rockowe utwory jakLand Of The Deciver, Sea Of Emotion i Dream Lie Down And Die, które na kolana nie powalają, ale utrzymane są na dobrym poziomie. Secret Jesus pozwala nam trochę zwolnić - lekki przyjemny utwór z dobrą solówka na koniec. Livin On the Cheap niewątpliwie jest autobiografią Doogiego, który przez długi czas żył w niebycie. Times Like These szału nie robi. To chyba najgorszy utwór na całym krążku, w sumie nie wyróżnia się niczym specjalnym. Natomiast Lonely - powalający utwór. Szybki, ostry i zadziorny. Nie brakuje mu niczego, jest dużo basu, surowe solo hard rockowe i Doogie White, który wgniata nas głosem w podłogę.
Cały album prezentuje się nieźle. Utrzymany jest w dobrym tempie. Ale warto pamiętać, że Doogie miał wiele czasu na dopracowanie całości, dlatego nie ekscytowałbym się przedwcześnie. Zobaczymy, jak wypadnie trasa koncertowa i kiedy będzie następna płyta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz