środa, 19 października 2011

Altamont


1969. Od razu kojarzy się z kulturą hipisowską szerzącą miłość i pokój na całym świecie. Brzmi wspaniale, lecz wszystko kiedyś musi się skończyć. Koncert 6 grudnia organizowany przez Rolling Stonesów miał być świątecznym prezentem dla Ameryki. Santana, Jefferson Airplane, The Flying Burrito Brothers, Crosby, Stills, Nash & Young no i Stonesi mieli zagrać za darmoszkę jako odpowiednik Woodstocku, który odbył się zaledwie cztery miesiące wcześniej. Tzw „Woodstock West” stał się jednak tragedią, która symbolicznie zakończyła erę dzieci kwiatów.
Problemy zaczęły się już na samym początku z powodu braku odpowiedniej lokalizacji. W końcu stanęło na pustkowiu Altamont pół godziny jazdy od San Francisco, dwa dni przed samym koncertem. Tak krótki okres czasu nie wystarczył by zapewnić odpowiedniego zabezpieczenia terenu, miejsc sanitarnych i medycznych. Sama scena również nie najlepiej pasowała do panujących warunków. Wysoka aż na metr, na dodatek umieszczona w dolinie nie byłaby w stanie zatrzymać szalejącego tłumu 300tyś osób przed zaatakowaniem sceny i zespołów w nagłym przypływie miłości. W ramach „ochrony” zatrudniono więc gang motocyklowy Hells Angels, którzy mieli za zadanie siedzieć na scenie i pilnować porządku popijając piwo kupione za 500 dolarów.W zasadzie od początku ten motyw się nie sprawdził. Co chwila zaczynały się kłótnie i bójki, czy to między „aniołkami” i tłumem, czy między samymi fanami. Ilość narkotyków zażytych ewidentnie wszystkim zaszkodził, objawiając się niekontrolowanymi zachowaniami. Inni z kolei byli poddenerwowani, chcąc w spokoju posłuchać dobrej muzyki co stało się niemożliwe skoro zespoły co chwila musiały przerywać piosenki i uspokajać szalejący tłum.
W trakcie występu Jefferson Airplane doszło nawet do starcia między wokalistą a motocyklistami. Widząc bójkę między nimi a widownią, Marty Balin ku niezadowoleniu ze strony gangu, rzucił w jednego swoim tamburynem. Marty po chwili został znokautowany co, rzecz jasna, uniemożliwiło dalszy występ zespołu. To wydarzenie zniechęciło The Grateful Dead, którzy zupełnie zrezygnowali ze swojego udziału w koncercie.
Moment zwieńczający cały wieczór nastąpił jednak w trakcie występu Stonesów. Nie pomogły nawet nawoływania Jaggera do porządku. Podczas wykonywania Under My Thumb osiemnastoletni Meredith Hunter został zadźgany nożem przez jednego z motocyklistów. Nie było to jednak bezpodstawne, skoro trzymał w ręku broń. Nie wiadomo co go skłoniło, by ją w ogóle wyciągnąć, wiadomo tylko tyle, że był mocno naćpany. Co właściwie stało na przeszkodzie, by stworzyć taką atmosferę jaka panowała na Woodstocku? Większość wini Hells Angels, lecz bez powodu nie zaczęliby lać wszystkich dookoła kijami billardowymi i rzucać puszkami od piwa. Ale widząc jak ktoś kopie i przewraca ich motory, czyli cały ich dorobek, całe życie, trudno im się dziwić. Jestem nawet skłonna stwierdzić, że ci co mieli nieprzewidywalne fazy pod wpływem narkotyków stwarzali większe zagrożenie niż motocykliści. Tłum był nie do opanowania.
Prócz tego wypadku, jedna osoba się utopiła wpadając da kanału, a dwie zostały przejechane, śpiąc pod kocem na ziemi. Odnotowano też cztery przedwczesne narodziny, i niezliczone kontuzje. Następnego dnia, z 300tyś obecnych osób, tylko dwanaście zgłosiło się by pomóc w sprzątaniu zdewastowanego terenu.
Z ogólnego nastawienia do przyjaźni i miłości została nienawiść i przemoc. Nawet trudno cokolwiek powiedzieć o występach, które co chwila były przerywane. Dzisiaj Altamont uznawany jest za symboliczny koniec „flower-power” i przekonań z tym związanych. Nadmierna ilość narkotyków i dziwne zachowania ludzi były tego główną przyczyną. Trudno patrzeć przychylnie na tę kulturę widząc czym się skończyła. Ciągłe zamieszanie, nieład, bójki. Nie z tego powinien słynąć koncert.  
Ula Nieścioruk

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz