„Pewnego razu muzycy spotkali się przypadkowo w windzie, która zacięła się między piętrami. Z nudów zaczęli pisać piosenki. W pewnym momencie winda zmieniła się w wielkie studio nagrań i magicznie pojawiły się instrumenty.”
Historia powstania SuperHeavy przedstawia się w inny sposób niż ta opowiedziana żartobliwie przez grupę w trakcie jednego z wywiadów. Bez wątpienia było to jedno z najbardziej oczekiwanych, obok nowego krążka Coldplay, wydawnictw roku 2011. Światowa premiera miała miejsce we wrześniu nakładem Universal Music Group. W Polsce dostępne są dwie wersje albumu: podstawowa, zawierająca 12 utworów oraz rozszerzona z 16 kompozycjami.
Na początku roku 2009 w Jim Henson Studios w Los Angeles grupa w dziesięć dni zarejestrowała trzydzieści pięć godzin muzyki, z których powstało dwadzieścia dziewięć utworów. Pierwszy singiel Miracle Worker podbijał listy przebojów w lipcu 2011, drugi, Satyameva Jayathe został wydany miesiąc później ciesząc się równie dużą popularnością.
Pomysł na grupę grającą tak zróżnicowaną muzykę urodził się w głowie byłego lidera zespołu Eurythmics, Davida A. Stewarta, który dzielił z Mickiem Jaggerem pasję do indyjskiej muzyki. „Chcieliśmy połączyć różne style muzyczne (…)” - mówi o płycie frontman Stonesów. Stewart dodaje, że projekt można porównać do pomysłu szalonego alchemika. Do współpracy zaproszono Joss Stone, brytyjską soulową wokalistkę, z którą Stewart miał okazję współpracować kilka miesięcy wcześniej w trakcie nagrań do jej albumu. Następnie zaangażowany do projektu został autor soundtracku do Slumdoga - Milionera z ulicy – A.R Rahman, a jako ostatni - najmłodszy syn Boba Marleya – Damian Marley. Skład uzupełnili Ann Marie Calhoun grająca na skrzypcach oraz sekcja rytmiczna z zespołu Marleya - Shiah Coore na basie i Courtney Diedrick na perkusji. Muzycy w wywiadach podkreślają z jaką przyjemnością pracowało się im razem. To zrozumienie odbiło się w sposobie nagrań, bo wszyscy w ich trakcie byli obecni w studio i album w zasadzie nagrywany był na żywo.
Jasne i precyzyjne określenie gatunku grupy jest niemożliwe. Na płycie słychać bardzo mocno wpływy muzyki indyjskiej (Satyameva Jayathe Jagger śpiewa nawet w staroindyjskim języku sanskryt), nie brakuje chwytliwego popu, lekkiego rocka, reggae oraz soulu. Fani ballad również znajdą tu coś dla siebie. Mimo tego, że z ogromną przyjemnością słucham tej płyty, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że ta multistylowość zespołu powoduje, że tak naprawdę zespół swojego stylu nie posiada. Ale, czy gwiazdy takie jak Jagger, Stewart, Marley, Rahman i Stone w ogóle potrzebują łatki?
Michał Piotrowski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz