Mylo Xyloto – czy to cały czas Coldplay?
Nowa płyta jednego z najbardziej medialnych zespołów rockowych naszych czasów od początku wzbudzała kontrowersje, szczególnie ze względu na „muzyczny flirt“ z gwiazdą pop – Rihanną - w utworze Princess Of China. Jak można więc skategoryzować nową twarz Coldplay – czy to jeszcze rock czy może już pop?
Kapela z Chrisem Martinem na czele dotychczas znana była z utworów nostalgicznych, melancholijnych (chociażby A Rush Of Blood To The Head czy The Scientist). Ich nowe dzieło, Mylo Xyloto, znacznie odbiega od stylu do którego Coldplay przyzwyczaiło słuchaczy. Po wielkim sukcesie Viva La Vida Or Death And All His Friends z 2008 roku muzycy obiecywali album spokojny, bardzo stonowany, jednak Mylo… to płyta energetyczna, miejscami wręcz taneczna. Dużo tu elektroniki, szczególnie w krótkim instrumentalnym Mylo Xyloto będącym wstępem dla przebojowego Hurts Like Heaven, oraz we wspomnianym już Princess Of China. Instrumentalnych wstawek jest tu więcej – M.M.I.X. przechodzące płynnie w singlowe Every Teardrop Is A Waterfall, a także A Hopeful Transmission. Drugi, intensywnie promowany singiel, Paradise, jest jednym z mocniejszych punktów albumu. „Dawne” Coldplay pobrzmiewa w zaledwie paru spokojniejszych utworach takich jak U.F.O. czy Up In Flames. Przeboje przeplatają się tu z nostalgią tworząc spójną, lecz dosyć ugrzecznioną całość.
Mylo... nie jest może największym odkryciem w historii muzyki rockowej, jednak wielbicielom zespołu przypadnie do gustu. Wszystko jest tu znakomicie dopracowane, począwszy od doboru i skomponowania materiału, na stronie graficznej utrzymanej w konwencji graffiti kończąc. Jest to album lekki, łatwy i przyjemny, a wokal pana Martina nadal czaruje, co z pewnością zapewni Coldplay komercyjny sukces. Kolejny i zapewne nie ostatni.
Marta Szczepańska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz